Pan Jezus na miejsce przemienienia zabrał tylko trzech uczniów, a nie całą gromadę. Nie ukazał się na dole, gdzie łatwo przyjść każdemu, ale na wysokiej górze, dokąd trzeba się wspinać. Ukazał się nie w pełnym blasku, ale w obłoku, we mgle, która zasłania oczy.
Tymczasem pozwolił się ukrzyżować na oczach tłumu w samo Święto Paschy, kiedy wszyscy przybyli do Jerozolimy. Zobaczyli twarz nie jasną jak słońce, ale ciemną od bólu, szatę nie białą jak śnieg, ale czerwoną od krwi. Zobaczyli Go bez Eliasza i Mojżesza, ale z łotrami po prawej i lewej stronie.
Niewidzialna potęga Pana Jezusa. Wydaje się, że jej nie ma, a apostołom na górze może się to wszystko tylko przyśniło.
Jednak niewidoczny Pan Jezus wciąż trwa. Przetrwał wojny, burze. Stale sądzi nasze sumienia, zagląda do serc wierzącym i niewierzącym.
Ks. Jan Twardowski