Zwykle kiedy król zaprasza na przyjęcie, nikt nie wymawia się i prędko biegnie. W przypowieści zaś czytamy, że zaproszeni odwracają się tyłem: jeden kopie ziemię w ogródku, drugi sprzedaje w sklepie śledzie. Nieprawdopodobne po ludzku.
Bóg ma zupełnie inną logikę niż my. Nam łatwiej wybrać bogatego człowieka, który zaprasza na przyjęcie, bo widzimy i króla i wołowinę na talerzu. Trudniej natomiast wybrać zapraszającego niewidzialnego Boga, skoro nawet Jego darów nie widzimy. Tymczasem mamy całkowicie oprzeć się na niewidzialnym Bogu.
Zaproszeni później goście przyszli wszyscy, bo byli biedakami, nie mieli ani sklepów, ani pól. Bóg jest Bogiem świętych grzeszników, którzy chcą być świętymi, biedaków, nędzarzy, ludzi starych, umierających, którzy już wiedzą, że nie mogą ufać ani swojemu rozumowi, ani swoim majątkom – mogą tylko zaufać Bogu. Jak diabeł święconej wody boimy się choroby, samotności, starości, cierpienia, a wtedy właśnie Bóg zaprasza nas, byśmy byli jak najbliżej Niego.
Każdy z nas ma zaproszenie na Boże wesele. Jak na nie idziemy? Czy nie wleczemy się przypadkiem jak sakramenckie dziady na pogrzeb? Czy umiemy oderwać się od sklepiku własnego egoizmu, by poczuć radość państwa młodych?
Ks. Jan Twardowski