Może komuś ta przypowieść wydać się niesympatyczna, bo choć pachnie winogronami, mowa w niej o biciu człowieka, mordowaniu, kamienowaniu. Troszkę straszy, ale – jak wiele innych – przypomina o tym, że człowiek niczego nie posiada na własność.
Mówimy: moje życie. Czy naprawdę moje? Dostaliśmy je w tajemniczy sposób i Bóg zabierze je nam w pewnej chwili.
Mówimy: mój czas. Czy naprawdę mój? Dostaliśmy go, aby dzięki niemu coś dobrego zrobić.
Mówimy: moje zdolności, mój przyjaciel, moje cierpienie, moja miłość. Zdolności otrzymaliśmy od Boga po ty, by służyć innym. Pracę i siłę do niej dał nam Bóg, by uczynić ją szlachetną i rzetelną. Bóg dał nam przyjaciela, żebyśmy byli odpowiedzialni za niego wobec Boga. Dał nam cierpienie jako próbę naszej wierności. Dał nam miłość – swoją miłość. Ktokolwiek czyni z niej płaski romans, niszczy Bożą wartość.
„To jest dziedzic; chodźcie, zabijmy go, a posiądziemy jego dziedzictwo”. Jak często chcemy usunąć prawowitego właściciela naszego życia, czasu, zdolności, przyjaźni, cierpienia, miłości. Z gospodarzenia majątkiem, jaki otrzymaliśmy, zdamy rachunek przed samym Bogiem.
Ks. Jan Twardowski